Kiedy starszy Winchester wyciągnął Ekskalibur z bagażnika i zrzucił z niego chustę, którą był okryty, miecz zdawał się świecić pośród nocnych ciemności. Tak, był wyjątkowy. Mężczyźni rozdzielili się zaraz po wejściu do starej fabryki. Mimo tego, że Ekskalibur był tylko jeden, Sam nie bał się napaści ze strony smoków, choć obaj bracia znali ich możliwości. Dean skierował się do podziemi budynku, gdzie znajdowało się całe mnóstwo pokoi. Przejechał dłonią po kamiennych ścianach. W powietrzu można było wyczuć znaczną wilgoć, a wokół biegała niezliczona ilość szczurów.
Kiedy po długiej wędrówce znalazł pomieszczenie, gdzie przebywały dziewczęta, jego strach o Elenę urósł. Przeczesał wzrokiem kazdy kąt. Nie było jej tam. Jedynym co znalazł, był telefon dziewczyny leżący na ziemi w dużej kałuży. Jego wyobraźnia zaczęła pracować na pełnych obrotach - wymyślała coraz to gorsze scenariusze.
— Gdzie, do diabła jest Elena?! — warknął.
— Zabrali ją — odpowiedziała płaczliwym głosem jedna z dziewczyn.
Winchester przeciągnął dłonią po twarzy, był zagubiony. Chciał, żeby było już po wszystkim i mógł powiedzieć: "A nie mówiłem?".
Nagle po budynku rozniósł się krzyk Sama. Zdezorientowany Dean wybiegł z pomieszczenia, jednak nie wiedział dokąd biec. Nie wiedział jak pomóc bratu. Nie wiedział jak pomóc Elenie.
Po chwili jednak zdecydował się na pewien plan.
— Okej sukinsyny, pokażcie się!
Kilka sekund później usłyszał szelest skrzydeł i pojawiły się przed nim trzy smoki.
— Gdzie oni są?! — krzyknął i zacisnął bardziej palce na rękojeści miecza.
Stwory wzdrygnęły się na widok Ekskalibura.
— Zapytam jeszcze raz. Gdzie? Oni? Są?
W tej chwili rządziła nim jednocześnie adrenalina i strach.
Gdy nie usłyszał odpowiedzi, zaatakował swoich przeciwników. Wiedział, że porwał się z motyką na słońce. Nierozsądne było stawianie się trzem smokom, jeśli jest się samemu. Już miał wbić ostrze w pierś jednego ze smoków, kiedy inny wytrącił mu broń z ręki. Miecz poleciał parę metrów dalej. Teraz oni byli górą. Zalał go grad ciosów tak potężny, że chwilę później leżał na mokrej nawierzchni. Zobaczył ogień. Cholernie się bał. Bał się o to, co zrobią Samowi i Elenie, kiedy skończą z nim.
Nagle jeden z mężczyzn zaczął się dusić, a z jego ust popłynęła krew. Upadł. Za nim ukazała się sylwetka Sama z Ekskaliburem w ręku.
Winchester, oświetlony bladym blaskiem Eksakaliburu, dalej walczył z monstrami, kiedy Elena zajęła się rannym Deanem. Twarz miał opuchniętą i zakrwawioną. Przy pomocy dziewczyny, podźwignął się ciężko z ziemi i przytulił ją, jednocześnie badając czy nie jest ranna.
Odgłosy walki za ich plecami niespodziewanie ucichły, a wokół rozniósł się metaliczny pogłos.
— Wykończyliśmy ich — oznajmił Sam, ciężko oddychając. — Idźcie do samochodu, ja wyprowadzę resztę.
Chwilę później, po pokonaniu całej masy schodów, znaleźli się przy Impali. W czasie, gdy Elena zanurkowała do środka, w poszukiwaniu apteczki bądź czegokolwiek, co mogłoby ją zastąpić, Dean oparł się o maskę, masując obolałe ramię. W końcu w jej ręce wpadły plastry, które następnie bardzo delikatnie przykleiła na brew i czoło Deana. Nie obyło się to oczywiście bez jęków. Wiedziała, że jak tylko dojadą do motelu, będzie musiała zająć się ranami, z których cały czas sączyła się krew.
***
— Sam, muszę czymś je oczyścić — poleciła dziewczyna, patrząc z niepokojem na obrażenia Deana.
Pociągnęła pokiereszowanego chłopaka za rękę do swojego pokoju, a po chwili Winchester pojawił się z butelką bursztynowej Whiskey. Nie skomentowała tego, bo wiedziała, że mężczyźni mają swoje dziwne przyzwyczajenia. Sam zostawił ich samych i poszedł się przebrać.
Elena odkleiła plastry z twarzy Deana i nasączyła jeden z wacików alkoholem. Powoli zaczęła przemywać rozcięcia. Dean cały czas patrzył Elenie w oczy, żeby skupić się na czymś innym niż nieprzyjemne pieczenie.
— Martwiłem się o ciebie — powiedział z troską w głosie.
— Niepotrzebnie, wszystko jest już w porządku — odpowiedziała, uśmiechając się lekko.
To był impuls. Jego usta znalazły się na ustach dziewczyny. W jednej chwili Gilbert wplotła palce we włosy Deana, a ten podniósł ją i oparł o umywalkę.Nie śpieszyli się. Oboje tego chcieli. Oboje czuli to samo, od kiedy tylko Winchesterowie stanęli w drzwiach domu Eleny. Dean uniósł ją i skierował w stronę łóżka. Po wszystkich nocach spędzonych na motelowych posłaniach wiedział, że nie są one wygodne, ale to nie było dla niego istotne w tamtej chwili. Liczyło się tylko to, że trzymał w ramionach właśnie Elenę.
Koszulka dziewczyny spadła na podłogę, przez co ta została w czarnym staniku. Dean zaczął składać delikatne pocałunki na jej ramionach i brzuchu. Wiedział, że to nie w porządku wobec niej. Nie chciał, aby kojarzyła swój pierwszy raz z przydrożnym motelem i nim samym. Powinna to zrobić z kimś, kogo kocha.
Dlatego chwilę później zrezygnował i odsunął się od niej z mocno zaciśniętą szczęką. Na jego twarzy był wymalowany ból, którego tak bardzo nie chciał pokazać.
— Przepraszam Eleno. Nie mogę. To nie tutaj i nie ze mną powinnaś przeżyć swój pierwszy raz — powiedział prawie szeptem. — Przepraszam — powtórzył i skierował się do drzwi.
Elena wpatrywała się przez chwilę w jego oddalającą się sylwetkę. Powoli oswajała się z tym, co właśnie się wydarzyło, kiedy jej podświadomość z całą mocą przebudziła się, dała jej kopa w tyłek i wykrzyczała: ,,Weź się w garść i nie pozwól mu odejść!".
— Dean, zaczekaj! — zawołała i szybko wciągnęła swój T-shirt.
Wybiegała z pokoju i rozejrzała się po parkingu. Wiedziała, że siedział w swoim samochodzie, bo z uchylonego okna wydobywały się ciche dźwięki klasycznego rocka.
Bez namysłu ruszyła w tamtym kierunku. Rządziły nią emocje. Nie wiedziała jednak co ani jak mu powie.
W drodze do samochodu zagryzała wargę i strzelała palcami. Była zdenerwowana. Otwarła drzwi Impali i wsiadła do środka. Dean nie zareagował, cały czas siedział z głową odchyloną do tyłu. Jakiś czas siedzieli razem w całkowitej ciszy, którą przerywała jedynie cicha melodia.
— Masz rację, to nie tutaj powinnam spędzić swój pierwszy raz — powiedziała w końcu niepewnie.
— Nie tutaj i nie ze mną — odparł głębokim, zachrypniętym głosem. — Zasługujesz na kogoś lepszego, Eleno.
Dean chciał dla Eleny jak najlepiej. Czuł do niej coś, czego sam nie rozumiał. Martwił się o nią, a kiedy nie było jej obok, myślał tylko o tym, kiedy będą już razem.
— Nie znam nikogo lepszego od ciebie. Ja... Kocham Cię, Dean. — Jej głos łamał się z każdym słowem.
Jestem z nowym rozdziałem! ^^
Tym razem zostawcie po sobie ślad: opinię pozytywna lub negatywna czy chociażby kropkę. Będzie mi bardzo miło, jeśli zobaczę jakiś komentarz! :D
Pozdrawiam x